Najpierw minie nasza miłość, potem sto i dwieście lat, potem znów będziemy razem:
komediantka i komediant, ulubieńcy publiczności, odegrają nas w teatrze.
Mała farsa z kupletami, trochę tańca, dużo śmiechu, trafny rys obyczajowy i oklaski.
Będziesz śmieszny nieodparcie na tej scenie, z tą zazdrością, w tym krawacie.
Moja głowa zawrócona, moje serce i korona, głupie serce pękające i korona spadająca.
Będziemy się spotykali, rozstawali, śmiech na sali, siedem rzek, siedem gór między sobą obmyślali.
I jakby nam było mało rzeczywistych klęsk i cierpień - dobijemy się słowami.
A potem się pokłonimy i to będzie farsy kres. Spektatorzy pójdą spać ubawiwszy się do łez.
Oni będą ślicznie żyli, oni miłość obłaskawią, tygrys będzie jadł z ich ręki. A my wiecznie jacyś tacy, a my w czapkach z dzwoneczkami, w ich dzwonienie barbarzyńsko zasłuchani.