Rozpalam ogień by rozświetlić noc I oczyścić heretyckie sumienie Jej heretyckie sumienie
Ten płomień nie pozwoli zapomnieć Jak wieki temu patrzyłem przez jej oczy A sen nakłania mnie bym dostrzegł jej powieki Spod których płynęły łzy Ostatni raz tej nocy
A teraz zapach palonych ziół I dym, tworzą srebrną zasłonę...
Zanim wola niemiłosiernego boga Została nieodwracalnie spełniona Czułem spokój jej smutnych myśli I nie widziałem strachu w jej spojrzeniu Nie widziałem strachu w jej oczach...
I nawet teraz kiedy zapach palonych ziół I dym, tworzą srebrną zasłonę Nie ma siły, która mogłaby rozwiać Niepokój i złe senne wspomnienia Złe senne wspomnienia...
I nagle odeciały czarne ptaki Jej jedyni wierni przyjaciele Zawróciły by przez ostatnią chwilę Czuwać przy jej spalonym ciele