Stąpam powoli mocno wbijając końcówkę mocy w podniebienie Sięgam licznych strat, w głowie pustka w parze z obojętnością Spijam kawą resztkę porannych chwil w rytm puzonu z patefonu Ślizgam się na własnej wydzielinie i do twarzy mi z tym
Jestem już za duża czy jestem jeszcze za mała Jestem póki jestem czasami a czasami już nie Jestem już za duża czy jestem jeszcze za mała A chwila motyla już przeleciała
Naprawionych kilka zawiasów w oczach, w mózgu, w sercu Jestem jak z chatki z piernika, baba jaga uśmiechnięta Jak to mogło się zdarzyć?
Oddech zrównuję gdy wiem, że nie ma pośpiechu Przybywam z innej myśli i jeszcze sobie polatam Na skrajnościach płcią wyrytych skrzydłami zawału macicy Różowym kokonem, różowym wdechem Różowym wydechem, różowym gestem Różowym dźwiękiem, różowym jękiem Różowym lękiem Wszechtłumiącym krzykiem ciszy